No to jedziemy z tymi makaronikami... kilka miesięcy temu spróbowałam je zrobić i jak to piszą w internecie wyszły mi berety więc zaczęłam o nich dużo czytać i na tym się skończyło, ponieważ zawsze akurat na makaroniki brakowało czasu. Nie podjęłam się kolejnej próby bo wydawało mi się, że nie jestem zbyt dobra w tym temacie a może w ogóle dobra nie jestem i tak toczył się dzień za dniem bez prób, miesiąc za miesiącem aż nie tak dawno zresztą na moją ambicję weszła nasza Kasia czyli stały gość, wielbiciel można by rzecz Jadalni... zawołała mnie, poczęstowała kolorowym ciasteczkiem, które zakupiła w nowo otwartym Centrum Handlowym i niezwykle delikatnie zapytała ...Małgosia a kiedy będą makaroniki w Jadalni :) i to był taki dobry dzień by pomyśleć na nowo o kolejnej próbie chociaż tak na prawdę Kasia dodała mi pewności siebie a zmotywował mnie pewien kolega, który niestety makaroników piec nie potrafi jednak bardzo się nimi afiszuje:) Pomyślałam sobie... ja Ci pokażę jak piecze się makaroniki i tym sposobem postanowienie sobotnie musiało mieć swoje miejsce w kuchni. Otóż założeniem było upieczenie makaroników, zrobienie do nich kremu, usmażenie klopsików kalafiorowych, kino a wieczorem wino w łóżku i może jeszcze dobry film... co zrealizowałam z zadowoleniem? klopsiki rzecz jasna bo makaroniki nie wyszły! kina nie było bo nie mogłam tak zwyczajnie wyjść z kuchni a wino zamieniłam na piwo miodowe Fortuny :) jedną dobrą rzeczą w tym wszystkim to ta jedna jedyna mata, dzięki której coś tam jeszcze masy w rękawie cukierniczym zostało więc wykorzystałam ją na testowanie temperatur i suszenie. Doszłam więc do wniosku, że wypiek makaroników to niesamowicie prosta rzecz jednak trzeba znać bardzo dobrze swój piekarnik i nie sugerować się przede wszystkim podanymi temperaturami z przepisów!
Sugerowałam się dwoma przepisami... jednym od Doroty z Moich Wypieków, drugim otrzymanym od kolegi z pracy, różnią się ilością migdałów oraz cukru ale ponieważ w pracy robię włoską bezę przynajmniej dwa razy w tygodniu postanowiłam bazować na własnym doświadczeniu oczywiście po pierwszej wczorajszej nieudanej próbie z przepisu Doroty ale od razu Wam napiszę, że to nie wina autorki przepisu bo ona właśnie podaje temperatury i suszenie według tego jak wykonała to u siebie w domu i do nas należy zapoznanie się z naszymi warunkami. Otóż według Doroty suszenie w jej warunkach to godzina czasu, u mnie po tej godzinie dotykając palcem wierzchu, makaroniki nadal były mokre, u Doroty temperatura to 160' z termoobiegiem przez ok 15 minut ... u mnie w tej temperaturze straciły kolor, popękały i nie wyrosły ani grama! Kolejna partia którą upiekłam była troszkę inną metodą ale niestety równie złą w moich domowych warunkach ale nie zniechęciłam się, wręcz przeciwnie to pobudziło mnie do dalszego działania..nie mogłam pójść do kina bo musiałam testować kolejne partię makaroników i warto było bo dziś już mogę spokojnie powiedzieć, że makaroniki dla mnie to pestka, mogę robić je z zamkniętymi oczyma :) więc teraz będę kusić nimi częściej...muszę mieć całą paletę kolorów!a teraz spójrzcie na przepis...ale bazujcie na własnym piekarniku!
Makaroniki z kremem owocu granatu
przepis uzyskany metodą prób i błędów
Składniki: na masę makaronikową
- 200g zmielonych migdałów
- 200g cukru pudru
- 60g odstanych przez jedną noc białek
- barwnik
( należy je odstawić bez żadnego przykrycia na górze pod sufitem gdzieś na szafce - tam jest najcieplej) wszystkie składniki wymieszać i na końcu dodać do gęstej lepkiej masy barwnik.
Składniki: na bezę włoską ( taka jak robię w pracy )
- 230g cukru
- 50g wody
- 75g białek odstanych przez noc ( zwykle przy bezie włoskiej nie zostawiam na noc białek ale ponieważ beza była podstawą do makaroników postanowiłam zachować tę samą zasadę co przy masie makaronikowej )
- szczypta soli
- termometr
Termometr ustawiam na 118'C, wstawiam garnuszek z cukrem na wolny ogień i gotuję. Nie mieszałam bo nie ma potrzeby, zawiesina bulgocze sama więc tak na prawdę nie ma większego znaczenia czy będziemy mieszać czy nie. Gdy osiągniemy temperaturę 100'C włączamy mikser z białkami na 8 stopień miksowania nie przerywając go do uzyskania ubitej piany, właściwie puchu tzn "chmurek ". Gdy termometr da znać o uzyskaniu temperatury 118', zdejmujemy z ognia syrop i wlewamy go stróżką do ubijanych białek. Ubijam białka do czasu aż misa od spodu nie jest już gorąca lecz letnia tak że można ją swobodnie dotykać rękoma, wtedy szpatułką łączę białka z kolorową masą makaronikową dzieląc białka na trzy razy. W pierwszym łączeniu białek z masą nie da się mieszać delikatnie bo masa jest zbyt lepka więc można sobie pozwolić na to by do woli wymieszać od góry i spodu jak chcecie ale już w przy drugim dodaniu kolejnej części białek łączymy i mieszamy bardzo delikatnie zgodnie z ruchem zegara unosząc szpatułkę do góry sprawdzając czy masa już lekko opada czy nadal nie. W trzeciej turze staramy się połączyć jak najlepiej białka by nie mieszać zbyt długo, w zasadzie tylko do momentu aż masa będzie opadać jak wstążka- szeroko i gdy ten efekt uzyskamy to jest już koniec mieszania masy. Przekładamy ją do worka i wyciskamy na matę ( z papieru nie chcą odchodzić, poza tym podczas pieczenia osuwają się na boki gdy rosną i nie wyglądają jak makaroniki, u mnie nawet spalił się spód) i teraz najważniejsza sprawa czyli wysuszenie wierzchu ciasteczka. Ja włączyłam piekarnik na 30'C i gdy taką temperaturę uzyskał wyłączyłam piec i wstawiłam blaszkę z makaronikami, po 15 minutach makaroniki były suche i gotowe do pieczenia. Włączyłam ponownie piec na 150'C i siedziałam pod piekarnikiem by od razu być zorientowana, że uzyskał już wybraną temperaturę- dopiero na tym etapie ustawiam czas pieczenia moich makaroników - u mnie jest to 6 minut od czasu uzyskania 150'.
Falbanka powstaje gdy nasze makaroniki rosną, więc jeśli nie są dobrze wysuszone a wstawimy je już do nagrzanego pieca to popękają, uważam moją metodę za najbezpieczniejszą i szybką. Patrząc przez szybkę piekarnika możemy zaobserwować unoszenie się masy i tworzenie tego słynnego rantu o nazwie "falbanka" , u mnie po tych 6 minutach dotykając palcem "falbanki" jest ona nadal miękka ale gdy już wyciągnęłam blaszkę i odczekałam aż makaroniki będą całkowicie zimne (bo muszą być zimne by ładnie odchodziły od maty) to cała powierzchnia makaroniku była twarda, dopiero po ugryzieniu był miękki miąższ czyli tak jak powinien wyglądać makaronik :)
Yuppi :) mi się udało..kolej na Was!!
Składniki: na krem
- 250g mascarpone
- 100g białej czekolady
- 1/2 owocu granatu
Powodzenia i smacznego!
Małgosiu, są przecudne!
OdpowiedzUsuńdzięki:)
UsuńChyba nigdy się za nie nie zabiorę, wydają się tak trudne i czasochłonne... ale z zazdrością oglądam je na blogach, Twoje są przeurocze :))
OdpowiedzUsuńto nie dobrze, że nie chcesz spróbować ...warto bo jest niesamowita satysfakcja:)
UsuńIdealne!
OdpowiedzUsuńDzięki:)
UsuńCudowne! Gratuluję!
OdpowiedzUsuńsama sobie Gratuluję :)
UsuńMam swoja metodę na makaroniki , ale z ciekawości spróbuję Twojej. Zaczarowałaś mnie pod każdym względem tymi cudeńkami:-). To co pieczemy razem:-)???
OdpowiedzUsuńJasne, że pieczemy!! Kolejny Weekend z makaronikami:) a publikacja w poniedziałek?
UsuńNo to jesteśmy umówione:-), już zamówiam mąkę migdałową:-). Jeśli wszystko potoczy się bez niespodzianek to publikujemy w poniedziałek:-). Już nie moge się doczekać:-)
UsuńO matko, jakie pięknę!!! Będę się uczyć od Ciebie Małgosiu:))
OdpowiedzUsuńMożemy uczyć się razem:) i piec kolejne w następny Weekend:)
UsuńCudowne :) pozostanę jednak przy wzdychaniu :)
OdpowiedzUsuńi źle bardzo Madziu kochana! nie popieram, nie popieram!!! przyłącz się do pieczenia krok po kroku i zobaczysz będziesz z siebie dumna!
UsuńWyglądają bosko. :)
OdpowiedzUsuńtak wyszły jakoś bosko:)
UsuńAleż to piękne! <3
OdpowiedzUsuńto prawda, są cudne:)
UsuńMałgosiu idealne ! Nie mogę oderwać wzroku od zdjęć :)
OdpowiedzUsuńDzięki piękne...dużo pracy w nie włożyłam ale opłacało się :)
UsuńPiękne! Podziwiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńWow! Prześliczne :-) Zjadłabym jednego...albo dziesięć :-)
OdpowiedzUsuńczęstuj się, smacznego życzę :)
Usuńrewelacyjnie Ci wyszły:) pięknie wyglądają:)
OdpowiedzUsuńno napracowałam się strasznie, wczoraj i dzisiaj..stąd efekty!
Usuńpiękne :)
OdpowiedzUsuńnajpiękniejsze:)
UsuńTeż robiłam,ale nie wyszły mi tak cudnie jak tobie,pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńto ponów próbę, zobaczysz, że warto!
UsuńObłędne, aż chce się samemu upiec:)
OdpowiedzUsuńnooo koniecznie polecam upiec bo to niesamowite przeżycie!
Usuńwyglądają obłędnie...
OdpowiedzUsuńdzięki:)
UsuńSą idealne! Po prostu doskonałe!
OdpowiedzUsuńKamilo jesteś przemiła:) dziękuję!
UsuńPrzepięknie Ci wyszły, mają wręcz idealne stopki :)
OdpowiedzUsuńtak się obawiałam tych stopek...ale wyszły i już wiem jak trzeba się z nimi obchodzić by własnie takie wyszły:)
Usuńo matko, ile zachodu z tymi ciasteczkami, gratuluję determinacji, mnie by już coś trafiło po pierwszej próbie, a następna chyba była by już w następnym wcieleniu ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy serdecznie
Tapenda
jestem po prostu wytrwała i uparta:)
UsuńWyglądają mistrzowsko! I ten krem... Rewelacja!
OdpowiedzUsuńkrem pychota...super się komponuje kwaśność kremu ze słodkim makaronikiem:)
Usuńjestem pod ogromnym wrażeniem, są takie urodziwe, że nie można przestać na nie patrzeć! :)
OdpowiedzUsuńno ja też nie mogę przestać :)
UsuńUwielbiam Makarons, jednak do tej pory nie odwazylam sie je sama zrobic.
OdpowiedzUsuńpokonaj strach i działaj! nie ma czego się bać...raz nie wyjdą to trzeba robić kolejne...do odważnych świat należy:)
UsuńPiękne i do tego fotogeniczne.
OdpowiedzUsuńsexi co? rewelacja!
UsuńIdealne ^^ i do tego z pysznym kremem :))) Za mną dwa podejścia, jak wspominałam, drugie popsuł papier do pieczenia ;( Jakby co to ten rossmanowy jest na pewno spoko, a to było jakieś coś kupione w najbliższym społemie, bo w żadnym rossmanie nie było... Niemniej zjadłam to nieszczęsne drugie podejście z wielkim smakiem- były z kakao, na prawdę polecam :D
OdpowiedzUsuńkup matę, w Tchibo za 22 zł :)
UsuńPodziwiam upór i gratuluję. Jesteś moja mistrzynią:)
OdpowiedzUsuńDziękuję ale to prawda, że jestem uparta w swojej pasji:)
Usuńjakie śliczne!
OdpowiedzUsuńDziekuje*)
Usuńfantastyczne :) kuszą mnie okropnie, jak tylko zakupię termometr to od razu się wezmę za próby i pieczenie :) Dorota też pisała że zużyła tony migdałów nim nauczyła się je robić, także nie ma nic bez pracy i chęci :) Twoje przepiękne i te żółte również ;) czekam na kolejne! pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńno koniecznie musisz Łucjo je upiec! koniecznie:))
UsuńI to są prawdziwe makaroniki :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję
Usuńczy mozna wiedziec jak mate uzywalas do pieczenia ? sa sliczne i bardzo chcialabym je upiec .
OdpowiedzUsuńKupilam w Tchibo ale chyba już nie ma. Akurat ta mata nie posiada dodatkowego kółka w środku i jest nieco wieksza.widzialam też w empiku maty...są z dodatkowym kółkiem ale ciut mniejszy wyjdzie makaronik.przyjemnego makaronikowania
UsuńWitam, Jakiej maty do makaroników używasz? Jakiej firmy? :) Dziękuję z góry za odpowiedź
OdpowiedzUsuńWitam. Nie wim czy dobrze zrozumialam. Mam wstawic makaroniki do wysuszenia i po tych 15tu minutach wyciagnac je gdy piekarnik bedzie nagrzewal sie do 150°C czy maja ciągle byc w piekarniku?pozdrawiam
OdpowiedzUsuńporządny wpis
OdpowiedzUsuń