Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Recenzje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Recenzje. Pokaż wszystkie posty
Złoty Róg Kostrzyn, Rynek 5 i krótka  relacja z degustacji u Piotra Markowskiego

22.1.18

Złoty Róg Kostrzyn, Rynek 5 i krótka relacja z degustacji u Piotra Markowskiego

Złoty Róg to nazwa restauracji w rodzinnym Kostrzynie w której piecze nad kuchnią od dwóch miesięcy trzyma  Piotr Markowski znany z poznańskich restauracji  Bloow Up Hall 5050 oraz nieistniejącej już Jadalni, w której miałam przyjemność pracować z Piotrem całe 4 dobre lata. Tam mogłam degustować każdego dnia smaki jakie tworzył, poznawać niektóre jego triki przydające mi się na co dzień obecnie w mojej domowej kuchni, zajadać się jego kremami z mnóstwem masła i śmietany i  niestety przytyć :-) Piotr jest osobą bardzo skromną o dobrym serduchu, może nawet czasem za dobrym i każdy kto z nim pracował czy pracować będzie z pewnością to doceni. Restauracja hotelowa mieści się przy samym rynku i jest dostępna dla gości hotelowych jak i ludzi z zewnątrz zatem według mojej opinii i nie tylko mojej może stać się rzeczywiście atrakcją kulinarną tego małego miasteczka.
Złoty Róg Kostrzyn - Kolacja degustacyjna
W Restauracji bardzo przyciągnął mój wzrok kącik z moją ulubioną ścianką z cegieł i kolorystyką, w którym można odpocząć, pochrupać orzechy, sięgnąć po książkę lub pogawędzić. Uwielbiam takie miejsca! Powracając do tematu kolacji, większość wielkopolskich blogerów mogła usiąść przy jednym stole i w końcu spotkać się większą grupą. Na sali przebywaliśmy nie tylko My, zostali również zaproszeni przyjaciele samych właścicieli oraz rodowici kostrzynianie. Autorskie Menu Piotra Markowskiego składało się z 7 setów, w które wchodziła przystawka zimna, ciepła, zupa, danie główne rybne, pre deser, danie główne mięsne i deser.
Zostaliśmy poczęstowani wysokiej klasy kuchnią w nowoczesnym wydaniu bazującej na dobrych, świeżych składnikach w połączeniu z kreatywnością szefa kuchni.Naszymi faworytami były wszystkie podane sosy, musy, veloute i emulsje! Jednogłośnie uznaliśmy Piotra królem musów!

Złoty Róg Kostrzyn - Kolacja degustacyjna

Złoty Róg Kostrzyn _ Kolacja degustacyjna

Marynowany łosoś islandzki w cytrusach z chipsem jaglanym, musem z rokitnika i jabłka jonagold. 
Łosoś tłusty, świeży, przełamany cytrusami z lekko kwaśnym musem stanowiącym równowagę pomiędzy kwasowością a słodyczą. Bardzo dobre zrównoważone i niedominujące połączenie. Chips jaglany trochę bez smaku ale dla mnie numerem jeden była ryba i jej smak w towarzystwie musów więc ta część jest perfekt!

Złoty Róg Kostrzyn - Kolacja degustacyjna


Wątróbka z sarny z puree z gruszki konferencji i chrupiącym chlebem orzechowym

Idealnie gładkie puree z lekko słodkiej gruszki w połączeniu z delikatnie tymiankową, może troszkę goryczkowatą wątróbką łączy się znakomicie. Istotne dla mnie w wątróbce by nie była krwista ale też nie przesuszona, tutaj idealnie się wszystko zazębiło z moimi wymaganiami.

Złoty Róg - Kolacja degustacyjna
Delikatny krem z topinamburu z prażonymi kasztanami na palonym maśle

Krem z topinamburu to była istna petarda! powalił nas na kolana, totalnie zachwycił i to był dla nas sztos! Gładka struktura kremu, mocny topinamburowy smak, lekkość espumy i prażony kasztan...niebo w gębie!

Złoty Róg - Kolacja degustacyjna
Pieczona poledwica z dorsza z pistacjami i veloute z zielonej pietruszki i jarmużu

Piękna soczysta polędwica z dorsza była rarytasem mojego podniebienia numer dwa! Uwielbiam ryby, kocham pistacje i smak pietruszki. Za jarmużem specjalnie nie przepadam ale veloute z jego uczestnictwem zupełnie mi nie przeszkadzało, ponieważ nie wyczuwałam aż nadto jego smaku, bardziej przyciągnęła mnie pietruszka i uzyskany kolor! Ryba była pyszna, pistacje chrupiące, lekko słonawe dodały charakteru, pycha!

Złoty Róg - Kolacja degustacyjna
 Lody jogurtowe z rokitnikiem
Dla mnie najważniejszy był sos...lody smakowały jak lody, nic wielkiego i nie zrobiły na mnie jakiegoś specjalnego wrażenia WOW ale sos rokitnikowy to już inny temat! Było wiadomo od razu, że jest zrobiony na prawdziwo! nie z syropu jakiegoś tam kupionego a z przecieranego naturalnego owocu, który jest zbierany przez samego szefa, oczyszczany i mrożony na zimowe czasy. Uwielbiam ten smak!

Złoty Róg Kostrzyn - Kolacja degustacyjna
 Comber jagnięcy z kremową kaszą orkiszową i emulsją z pasternaka
Danie idealne dla mięsozerców! Idealnie upieczone, mięciutkie, delikatne a do tego pyszna wilgotna od sosu kasza, którą chyba pokochałam bardziej od mięsa ale z pewnością dlatego, że jakaś specjalnie mięsożerna nie jestem ale kasze Piotra pamiętam doskonale i ta była tą wzbudzającą wspomnienia, dokładnie tak samo jak sam mus z pasternaka!


Złoty Róg Kostrzyn - Kolacja degustacyjna
Mus czekoladowy z szarą bezą i sałatką z mango i chilli 
No i na koniec deser, ciężki, słodki mus z czekolady z wyrazistym lekko kwaskowym i ostrym mango z kawałkami bezy do której dodano jadalny węgiel, nie był zbyt wyczuwalny ale to chyba bardzo dobrze ponieważ duża jego ilość powoduje nieprzyjemne strzelanie pod zębami jakbyśmy jedli piasek więc dla mnie ilość odpowiednia. 

Dania które były przygotowane na tę kolacje degustacyjną najprawdopodobniej nie znajdą się w karcie dań, tak słyszałam, jednak myślę, że bez względu na to jaka karta będzie obecna w danym sezonie, będzie tak samo pysznie i będzie chciało się wciąż tam wracać! Uwierzcie mi wiem co mówię! Wszystkim gościom, których udało mi się zaprosić na tę kolacje za sprawą Piotra i właścicieli, bardzo serdecznie dziękuje za przybycie, za miło spędzony czas, za wspaniałe opinie i za relacje które piszecie na swoich blogach, fan page czy instagramach. Było mi bardzo miło gościć w tym miejscu i polecam je z całego serca! Dziękuję raz jeszcze 💗



Poznaniacy rozsmakowani w Kuchni Powolność

16.1.18

Poznaniacy rozsmakowani w Kuchni Powolność

Otóż to! Miałam przyjemność kilka dni temu zostać wyróżniona przez sławnych już poznańskich znawców sztuki kulinarnej Anię i Michała z  Kuchnia Poznań i wziąć dzięki temu udział w fantastycznej kolacji degustacyjnej nowego menu w nowym i przede wszystkim moim kochanym miejscu z dzieciństwa jakim jest Łazarz na którym się zresztą wychowałam. Lokal malutki, usytuowany na ulicy Kanałowej 15, zaprojektowany w dobrym klimacie, zieleni przyjaznej dla oka z ręcznie wykonanymi malowidłami tworzącymi ścienną designerską wystawę autorskich dzieł sztuki, które będzie można sobie upatrzyć, poprosić o zapakowanie, zapłacić i zabrać z sobą do domu! Ale o to można dopytać też na miejscu bardzo sympatyczny Team który wprowadzi nie tylko w tajniki malowideł ale odda w Wasze ręce swobodę panującą w lokalu i być może wesprze Was, Wasze rodziny, związki w budowanie relacji poprzez Jupitajnię Friends, która ma na celu przede wszystkim odciągać nas od ciągłego buszowania w telefonach. Jupitajnia to taka wymyślona, również autorska gra stworzona przez Agatę, właścicielkę lokalu by zachęcić do dyskusji choćby poprzez odpowiadanie na zadane w grze pytania. Można całkiem fajnie powolnie spędzić tam czas! Kim są właściciele? Tak naprawdę nie do końca wiem, tylko tyle, że Agata jest narzeczoną fotografa i przyjaciółką Waldka a On sam jest szefem kuchni i dla całej tej sprawy porzucił korporacje by zakasać rękawy i pokazać na co go stać! Miło się siedziało i choć byłam jedyną osobą chyba która nie znała pozostałych, taką wiecie szarą myszą wplątana w towarzystwo gastro znawców to jakoś ten czas został powolnie rozluźniony, między innymi przez pytania z gry, że chyba trochę się zasiedzieliśmy.





Kuchnia Powolność (o nazwie możecie przeczytać tutaj )miejsce stosunkowo nowe, działające od blisko trzech miesięcy, serwujące kuchnie wegańską i co bardzo miłe zjedzą tutaj również bezglutenowcy. Myślę, że świetnie odnajdą się tutaj też mięsożercy wgryzając się w kalafiorowego steka jak u mamy z pysznymi delikatnymi śląskimi kluchami wypełniającymi talerz i pieczeniowym sosem, który zresztą okazuję się tutaj hiciorem numer jeden! Kuchnia Powolność zdecydowanie zaskakuje! W nowej karcie znalazło się miejsce na esencjonalny Ramen z tofu, za którym osobiście nie przepadam i nawet nie bardzo potrafię się za niego zabrać więc wyjadłam tylko tofu :-)  ale zwolennicy tego obecnie modnego ramenowego kultu z pewnością zaspokoją swoje kubki smakowe. Pojawia się również rolka kokosowego ryżu zawinięta w czerwoną kapustę, obok panierowane na ostro tofu a wszystko skąpane w aromatycznym sosie z dodatkiem rokitnika, naleśnik z farszem ziemniaczano migdałowym pachnącym czosnkiem w towarzystwie salsy jabłkowej, cukinii i aromatycznej limonki, a na koniec tofurnik matcha na spodzie z grubo siekanych orzechów, który nie przypomina ani przez chwilę plastikowego sernika, jest kremowy, delikatny, lekko kwaskowy z nutą kokosa i matcha, przede wszystkim nie wyczuwam nadmiernej jej goryczy a po każdym kęsie myślę sobie, że nas nabierają bo czy tofurnik może być aż tak dobry? a jednak! Zdecydowanie rzadko piszę publikacje z odwiedzin w nowych czy też dłużej funkcjonujących miejsc, to jest jednak miejsce warte polecenia. Każdy przecież kochający kuchnię wegańską doskonale wie ile serca trzeba włożyć w smak tej kuchni by zaskoczyć innych, kuchnia niby roślinna, prosta a jednak trudna i by przekonać innych do jej skosztowania trzeba umieć dobrze dobrać smak! Koniecznie idźcie, rozsmakujcie się i nie śpieszcie przede wszystkim...w końcu to powolność jest!















Sztuka cukiernicza i smak Umam w pięknym Gdańsku!

9.1.18

Sztuka cukiernicza i smak Umam w pięknym Gdańsku!

Dzisiaj w skrócie opiszę moje kulinarne odkrycie, które przez niektórych z Was było odkryte już dużo wcześniej! W Trójmieście nie goszczę jakoś specjalnie często ze względu na kilometry jakie dzielą mnie od tego pięknego świata! Piszę pięknego bo będąc tak kilka razy nie doświadczyłam ani nudy ani też nieprzyjemnych kulinarnych smaków! Tym razem wyjazd był bardzo spontaniczny, przyjechała siostra i koniecznie chciała pojechać na rybę. Dlaczego akurat Gdańsk? ponieważ naoglądała się rewolucji Geslerowej i nie było już zmiłuj...Trójmiasto musiało być zaliczone! Do Gdańska chciałam wybrać się już dość dawno, odkąd usłyszałam o Krzysztofie Ilnickim i cukierni UMAM i choć szefa owej cukierni osobiście nie znam to dziś wiem, że ma najsłodszą rękę do deserów! Umam zachwycił mnie wielokrotnie przy każdym kęsie i choć można wydać tam naprawdę majątek bo nigdy na jednym deserze się nie kończy to naprawdę uważam, że warto!Spróbowałam dziesięciu różnych słodkości i przy każdym z moich ust wychodził odgłos rozkoszowania się i pewnie gdyby ktoś na mnie spojrzał uznałby, że przy tej degustacji miałam wytrzeszcz oczu, serio! Byłam na różnych czekoladowych szkoleniach, smakowania różnych deserów przygotowanych przez nas samych i wszystko było takie oklepane, na jedno kopyto, przesłodzone, czasem nawet mdłe. Umam zafundował mi zachwyt jeden po drugim! Zakochałam się w tym miejscu, w tych słodkościach ale też w urokliwym bez przepychu miejscu. Byliśmy w Umam Marina, która znajduje się na ul. Szafarnia 11 w Gdańsku. Kojarzy się z kurortem, wypoczynkiem, relaksem i naszym polskim Bałtykiem. Jest skromnie, przytulnie i kolorowo nie tylko w ladzie cukierniczej ale także na ścianach gdzie fotografie nawiązują do pięknego, gorącego lata. Tam zjedliśmy cztery pięknie wykonane ciastka: matcha z czarną porzeczką, mango/marakuja, ptysia malinowego i pralinę orzechową.
Mango/marakuja to moje priorytetowe smaki, kocham odkąd poznałam smak marakui i nigdy nie przechodzę obojętnie. Matcha specyficzna, mdła, lekko gorzka i trudno wyczarować z niej dobre ciastko. Tutaj pozycja warta spróbowania ze względu na połączenie tej słynnej herbaty z kwaśnymi porzeczkami, które dodają całości przyjemnego smaku. Pralina orzechowa podbiła serce każdego z nas ale Rafał zachwycał się nią nawet następnego dnia! Za to ptyś dla nas wszystkich jednogłośnie średni, taki bez wyrazu.
Kolejnego dnia zawitaliśmy do Pracowni Umam patisserie znajdującej się na ul.Hemara 1 w Gdańsku. Tutaj wystrój wyróżnia biel i kolor pięknych deserów w witrynie. Jest przejrzyście, spokojnie, można odpoczywać i przede wszystkim skupić się na rozmówcy.
W tym miejscu pokusiliśmy się o desery na wynos, pięknie zapakowane, tworzące nastrój w pudełku i taka chęć skosztowania gdy tylko pomyśleliśmy o pudełku znajdującym się w bagażniku :-)
Wybraliśmy ponownie mango/marakuja - bo lubimy! rokitnik- gęsty mus o kwaskowo cierpkim smaku, dla mnie bardzo idealny!, tartę czekoladową - ciężkie połączenie czekolady rozpływające się w ustach jak w dzieciństwie gdy jedliśmy lodowe czekoladki :-) , saher - krem pyszny ale dla mnie spód zbyt gorzki i ciężki no i ukochanego finansiera, którego smak czuję do teraz ponieważ śliwki po prostu kocham i całe połączenie tego kawałka dla mnie jest doskonałe!
Sztuki której doświadczają Gdańszczanie na każdym kroku zazdroszczę najbardziej. Cudne desery, piękne uliczki...tutaj nie ma nudy, tutaj można się tylko inspirować tym co sami widzimy na własne oczy. Miejsce jakim jest Umam polecam z ręką na sercu i kiedy tylko będę znów w tych pięknych okolicach, na pewno znowu zjawie się na pysznym ciastku...artystycznym ciastku! Zaglądajcie, zdecydowanie warto!
Pożegnanie starego roku i powitanie Nowego 2018'

2.1.18

Pożegnanie starego roku i powitanie Nowego 2018'


Cześć wszystkim :-)
Zupełnie nie zamierzałam pisać tego postu ale jakoś spontanicznie usiadłam, zagarnęłam do siebie klawiaturę i piszę. Ten rok nie był niestety dla mnie najlepszy, przynajmniej nie początek i środek w którym to czasie  wydarzyło się wiele przykrych rzeczy, sytuacji i spraw. Nie było mi łatwo ale też mimo tych wszystkich doświadczeń nauczyłam się ostrożności, postrzegam ludzi trochę inaczej i daje sobie sporą rezerwę bo jak ktoś kiedyś mi powiedział "nie przyzwyczajaj się do ludzi"! Jest w tym wiele prawdy niestety jak w przysłowiowej przyjaźni! Mimo poprzeczek, ten rok dał mi też wiele dobrego. Zaczęłam chyba od zmiany szaty graficznej bloga, o której to zmianie myślałam dość długo i nigdy nie miałam na to ani czasu ani wiedzy ani nastroju. Oczywiście szablon bloga wgrała mi Karolina z Kartografii  która zresztą miała mnie dość po kilkunastu mejlach :-) Mojego bloga zaczęłam prowadzić w 2011' i do dzisiaj niewiele o jego funkcjach wiedziałam. Przy tej zmianie nauczyłam się pamiętać o dodawaniu etykiet, których dotychczas nie uzupełniałam i zrobił się straszny bałagan ale wielu rzeczy muszę się jeszcze nauczyć by udoskonalać moją pracę z nim!
Kolejną ważną rzeczą w starym roku jest to, że zaczęłam do Was zaglądać,  i choć nie wynikało to z mojej niechęci tylko z braku czasu i mojego lenistwa co zaważyło ale już jestem i postaram się to kontynuować! Poprzedni rok dał mi również sporo nowych kulinarnych doświadczeń dzięki którym poznałam nowe smaki i zapachy. Sięgnęłam po raz pierwszy w życiu po pędzel i zrobiłam swoje własne pierwsze tło do fotografii a potem jeszcze kolejnych cztery ale prawda jest też taka, że strasznie mnie rozleniwił co mnie dość martwi. Usłyszałam też wiele pozytywnych opinii na temat mojej pasji czy wyrobów, przeczytałam też sporo mejli potwierdzających, że to co robię jest jednak właściwe, upiekłam dla Was mnóstwo słodkości i trochę chlebów - za niektóre przepraszam jeśli nie były takie jak oczekiwaliście, nadal się jednak uczę!Wygrałam kilkanaście konkursów z fajnymi nagrodami,, przyjmowałam kuriera od ukochanej Baziółki z ziołami bez których nie mogę żyć, zrobiłam remont kuchni o której marzyłam ponad dobrych dziesięć lat, każdego dnia przypatruje się wchodząc do niej i podziwiam z boku popijając kawę i mimo, że nie mam na ścianach jeszcze płytek to kocham te małą moja kulinarną strefę! Byłam na wakacjach w przepięknej Chorwacji i co cieszy mnie najbardziej, zaprzyjaźniłam się z moją siostrą, której wcześniej nie lubiłam, zdarza się! Poznałam się na ludziach dobrych i tych złych, wiem którzy  dobrze mi życzą choć jest ich niewielu. Ten rok choć burzliwy nie był aż taki fatalny jakby się wydawało zatem życzę sobie  na ten już nowy zrealizowania mojego biznesowego planu i działania w nim do bólu aż poczuje, że żyje, że to jest moje miejsce! bo to kolejna fajna rzecz jaka mi się przytrafiła w tym roku :-) Niczego więcej mi nie trzeba a Wam, moim czytelnikom i obserwatorom życzę wszystkiego co najlepsze na ten już Nowy kolejny 2018 rok, przyjemności kulinarnych i pyszności w Waszych kuchniach! Bay


Strach ma wielkie oczy czyli jak zabrałam sie za tła :-)

13.12.17

Strach ma wielkie oczy czyli jak zabrałam sie za tła :-)

Wiele z Was zadaje mi pytania dotyczące teł więc postanowiłam napisać jak to robię. Wiele informacji uzyskałam oczywiście od niektórych blogerek za co dziękuję ponieważ nie wszyscy takimi informacjami się dzielą. Z wszystkich otrzymanych informacji i po krótkiej analizie wybrałam najprostsze dla mnie rozwiązanie choćby ze względu na brak miejsca w domu na ich wykonanie. Tła  wcześniej wydawały się dla mnie czymś niemożliwym, myślałam że robi się to pół dnia albo potrzebne są ku temu jakieś specjalne zdolności. Nie ma nic mylnego i nie ma się też co zastanawiać bo to dziecinnie proste i zajmuje niewiele czasu. Tła można przemalowywać, ja tak zrobiłam np z czarnym, obecnie jest bardziej grafitowe, wpadające w granat niż czarne. Można też malować obustronnie i tutaj plus niezajmowanego miejsca w mieszkaniu! Można kupić płytę HDF z obu stron szarą a także tą która po jednej jest biała i śliska i nie ma też potrzeby przecierania takiej płyty papierem ściernym, nie ma znaczenia czy jest śliska czy matowa czy powlekana czy nie!
Jako takiej pracowni w moim mieszkaniu brak ze względu na powierzchnię mieszkalną w jakiej funkcjonuję na co dzień. Nie mam oddzielnego pokoju na propsy, deski, tła, tkaniny czy blaty  do fotografii choć strasznie żałuję i co niektórym z Was zazdroszczę. Moim marzeniem jest mieć mały kawałek poddasza ale jak na razie nie jest mi pisane mieszkać w domku...czasami nawet się zastanawiam czy jeszcze warto coś zmieniać w moim wieku :-) U mnie tła stoją za szafą, w korytarzu za drzwiami i jeszcze w pokoju w tubie takie kupione jakiś czas temu, sztuczne, których obecnie nie używam ale jeszcze nie wyrzucam. Udawało mi się na nich też zrobić jakieś fotografie, przy których aż tak strasznie nie było widać, że są winylowe chociaż pewnie dla oka profesjonalisty różnica jest kolosalna!  Zresztą u Malwiny możecie również poczytać o tym jak wielu z nas błądzi poprzez zakup teł winylowych. Nie jestem profesjonalistą więc podpatrywałam taka Malwinę,  Monikę czy   Ankę 
bo bardzo podobały mi się tła na których robią zdjęcia i to one miedzy innymi pokazały mi nowy ich świat. Monika na IG precyzyjnie pokazuje jak wykonać takie tło i jak wyglądają zdjęcia na przygotowanym tle co i mnie zainspirowało o ile nie zahipnotyzowało do takiego stopnia, że zrobiłam pierwszy krok i najpierw poszłam do sklepu budowlanego by popatrzeć. Już latem tło Malwiny, to piękne turkusowe, na którym prezentują się pomarańczowe marchewki urzekło mnie tak bardzo, że pytałam kolegów budowlańców czy mi nie zrobią no ale niestety żaden nie chciał się podjąć twierdząc, że to dużo materiału potrzeba, a skąd taki kolor, że drogo i nie wiadomo na czym. Zaopatrzyłam się zatem w masę szpachlową do drewna i metalu kupionej w Castoramie pojemność 250g firmy Hirsch-Po, białą emalię firmy Dekoral szybkoschnącą akrylową śnieżnobiałą do drewna i metalu, pigment, farbę w saszetce tz próbkę, która wystarczy na zrobienie jednego tła a jej koszt to zaledwie ok 4,9zł , rękawiczki, szpatułkę, pędzel i gąbkę. 
Na pierwsze tło znalazłam płytę gdzieś za szafą, ubrałam rękawiczki, otworzyłam masę szpachlową i byłam przerażona! W ogóle myślałam, że to coś, ta masa będzie jakaś pracochłonna, coś będzie się rozlewało, nie będzie chciało się trzymać, będzie odpadać i takie tam...każda wymówka jest dobra by zrezygnować ale moje szpachlowanie trwało zaledwie 5 minut... zrobiłam na całej powierzchni "paćki" z masy tak by było dość nierówno, by było widać "zadziory", spojrzałam i nie wierzyłam, że to już! hmmm, odczekałam 3 godziny ale najlepiej odczekać całą noc i kolejną czynnością jaką zrobiłam to było otworzenie pigmentu, wylania niewielkiej jego ilości na środek powierzchni i dolania gdzieś obok białej emalii. Wzięłam do ręki suchą, czystą gąbkę i delikatnie wstukiwałam w blat emalię oraz pigment wedle własnych upodobań kolorystycznych. Trwało to jakieś 10 minut, myślę że nie więcej. Tło wysycha dość szybko, można użyć już po 2 dobrych godzinach. Proste prawda? Zabierajcie się do pracy bo naprawdę warto przemęczyć się te 20 minut z zakładaniem rękawiczek :-) Mam nadzieje, że pomogłam ale zawsze możecie jeszcze podpytać Malwinę, Ankę czy Monikę! Pierwsze tło, czarne poniżej ma zbyt wiele napaćkanych śladów od od masy szpachlowej dlatego nie paćkajcie na całej powierzchni i na pewno nie grubo! U mnie ta gramatura masy starczyła na poniższe tła i jeszcze spokojnie na dwa wystarczy. Zbyt duża ilość paćkań powoduje, że trudno później przesunąć po powierzchni naszą artystyczną stylizację gdy już chcemy fotografować i coś nie zagra, trzeba wszystko podnosić do góry by przestawić o 2 cm dalej także to moja rada dla Was :-) Ogólnie bardzo lubię robić zdjęcia na mojej desce/paleciaku która przywlekłam ze sklepu ogrodniczego. Dokładnie tak...poszłam po zioła i w pewnym momencie mój wzrok dostrzegł deskę, starą, zużytą, brudną i brzydką służącą  jako podjazd do taczki :-) Pobiegłam do obsługi z pytaniem czy mogę tę dechę zakupić, spojrzeli na mnie jak na nienormalną ale zgodzili się bym przywiozła na wymianę taką tylko nową i takim sposobem w moim posiadaniu jest kawałek palety która stoi za drzwiami w korytarzu i przy wchodzeniu do mieszkania często się przewraca haha :-) Powodzenia!
Zdjęcia na tłach winylowych
Zdjęcia na tłach malowanych ręcznie

Zdjęcia na tłach drewnianych


Kolacja ProVita Team i Przyjaciele 4 "SAD & LAS"

10.11.17

Kolacja ProVita Team i Przyjaciele 4 "SAD & LAS"

W poprzednim poście klik opisywałam już trochę pobytu w tym hotelu ale dziś to taka specjalna okazja ponieważ do Kołobrzegu wybraliśmy się konkretnie na Kolacje ProVita Team i Przyjaciele 4 "SAD & LAS" na którą właśnie zostaliśmy zaproszeni... brzmi nieco tajemniczo ale jak na jesień przystało wszystkie produkty wykorzystane do przygotowania kolacji pozyskano i z lasu i z sadu przez Zespół ProVita i ich Przyjaciół. Przyjaciele to zaprzyjaźnieni kucharze z sąsiednich restauracji czy innych miast, zresztą cały ten pomysł  zrodził się właśnie dzięki Zespołowi, który wierzył w to fantastyczne przeżycie i fajną zabawę. Z okolicznych lasów zebrano  grzyby, zioła i dziczyznę.
Śliwki, jabłka i inne składniki zagościły w daniach właśnie z sadu, część nawet pochodziła z prywatnych sadów Zespołu, który jak dało się zauważyć jest bardzo zaangażowany i oddany  z pasją  temu miejscu! Dania "Sad & Las" nie widnieją w karcie hotelowej, zostały stworzone w limitowanej wersji, nie były nawet testowane przez Team kuchni, wszystko opierało się na ich ogromnej wiedzy, dokładnie tak samo było z doborem win. Wiedza, wiedza i jeszcze raz wiedza!
Największe wrażenie z pobytu w hotelu zrobili na nas ludzie, ludzie, którzy jak kiedyś ktoś mi powiedział tworzą miejsca, bez nich nie było by nic a fantastyczne jest to kiedy możesz patrzeć jak Ci ludzie nie robią niczego czego robić nie chcą! Pracują z pasją, w ich oczach widać błysk jak kiedyś w moich, dążą do tego by być najlepszymi, nie stoją w miejscu i naprawdę widać, że im się wszystko chce. Kocham takich ludzi i muszę przyznać, że na samym końcu to chętnie uściskałabym ich wszystkich za tę wspaniałość i za to, że to miejsce nie wydaje się dzięki nim takie zwykłe bo jest bardzo niezwykłe i nie piszę tego bo zostałam zaproszona, wiem jak to jest pracować z pasją i nie ograniczać się tylko do swoich obowiązków. Ode mnie bardzo duże BRAWA! ... wracając do kolacji, która prowadzona była przez Wojtka Dubisa Kierownika gastronomii, Sommeliera i Managera hotelu oraz Tomasza Kołeckiego – serdecznego przyjaciela  restauracji i trzeciego Mistrza Polski Sommelierów. 
Kolacja Team i Przyjaciele składała się z 10 setów i serwowanych do nich win.  
Na pierwszy ogień podano dwie przystawki:
Ozór z jelenia z pigwowym chrzanem oraz szczawikiem zajęczym podany na gorącym kamieniu i leśnej dekoracji a do tego Cabernet Blanc Sommer Pfalz


 Bresaola z sarny podana z tatarem z jelenia na racuchu z jarzębiny i Rimapare Pinot Noir Marlborough 2014


Po przystawkach nastąpiła chwila przerwy, co niektórzy wypowiadali się na temat skonsumowanych pierwszych setów przygryzając tz przerywnikiem jakim była śliwka w towarzystwie bimbru po prostu :-)



Dwie zupy, jedna w bardzo zadziwiającej odsłonie bo odwrócona. Kilku osobom udało się jednak powstrzymać obsługę od szybkiego strzału w boczek i ucieczki ze słoikiem by ująć w pełnej okazałości serwowany talerz :-)
Consomme z bażanta z raviolo z rydzem i brioche z żołędzi, do tego serwowane wino Hacienda Clair de Lune Chardonnay
Odwrócony krem borowikowy z krokantem z orzechów włoskich, lekko słodki i boczkiem z dzika i wino Cava Recaredo Brut de Brut 2006
Na dania główne zjedliśmy Comber z zająca z kasztanami, kozią brodą, sosnowym vinaigrette i chrobotek oraz wino Alto Moncayo 2014


Bażant z marcepanem laskowym, ziemniakiem z ogniska i jałowcem oraz Dominio de Bornos Crianza 2013


i w końcu deser, najbardziej ulubiona część, fajnie wydana, z małym show podczas serwowania gofrów, coś co często się również nie zdarza. Goście przy stolikach a tu nagle wychodzą kucharze, każdy w ręce trzyma inny produkt. Podchodzą do stolików, jeden serwuje gofr, inny dokłada lody z kurek - idealnie pyszne lody!, kolejny oprósza całość cukrem pudrem. Wszystko podczas tej kolacji ma sens, każdy ruch, każde zagranie, spojrzenie obsługi i mimo, że ludzie mają prawo się mylić, tutaj pomyłka nie mogła mieć miejsca. To było piękne przeżycie!

Odwrócona szarlotka z rubinoli do tego Miód pitny Półtorak Niesycony, pyszny, gęsty mój faworyt!

Gofr kasztanowy z lodami z kurek i 2005 Le Petit Guiraud Sauternes

Kolacja była pyszna, zakończyła się sukcesem dla zespołu, który został wywołany do tablicy, przedstawiony, obdarowany brawami i podziękowaniami. Tam widać, że miejsce tworzą ludzie z pasją, ludzie doceniani i wspierani. Ludzie, których często słuchają przełożeni dlatego też morał jest tutaj tylko jeden, kolacja nie mogła się nie udać! W podziękowaniu za pyszne przeżycie, możliwość spojrzenia na trochę inny gastro świat bardzo kibicuję temu miejscu i zespołowi ProVita . Było wspaniale!
Provita Wellness i super spędzony Weekend!

5.11.17

Provita Wellness i super spędzony Weekend!

Zupełnie nie wiem od czego zacząć ten post, może od tego że gościnnie spędziliśmy z Rafałem czas ostatniego Weekendu w Kołobrzegu w Hotelu Provita Wellness i Spa ****
Do hotelu dotarliśmy w piątek późnym popołudniem, po zakwaterowaniu trafiliśmy do pokoju a chwilę później delektowaliśmy się kolacją z karty hotelowej, której dania bardzo mnie intrygowały. Najchętniej spróbowalibyśmy wszystkiego, karta nie była aż tak duża, może nawet udałoby nam się przeżyć po spróbowaniu każdej z pozycji, jednak nie chcieliśmy być "gierojami" i wybraliśmy przystawkę, danie główne i deser.
Wybrałam smaki dla mnie zaskakujące, śledź z jabłkiem a do tego lody z koziego mleka, których zamierzeniem było zastąpienie tradycyjnej śmietany. Nie tylko zaskoczyło mnie połączenie kozy ze śledziem ale także podanie przystawki w metalowej puszce do konserw, która jak się dowiedziałam  jest hermetycznie zamknięta i otwierana przed samym wydaniem potrawy a więc służy do jednorazowego użytku.


Rafał na przystawkę wybrał polędwicę wołową w formie tatara z japońskimi grzybami shimeji a do tego dressing z francuskiej musztardy serwowany  przy pomocy gramofonu i choć nie było to akurat naszym mega odkryciem czy zdziwieniem bo po trosze interesujemy się nowymi kulinarnymi  trendami to samo podanie niby zwykłego tatara okazało się kunsztem!

Do przystawek podano również własnego wypieku pieczywo, masło solone czarną solą i oliwę paprykową w eleganckiej pipetce. Tak na marginesie dopiszę, że w tym hotelu większość rzeczy wykonuje się na miejscu i od podstaw. O pieczywie już wspomniałam, pasty kanapkowe do śniadań czy hummusy w większości już restauracji przygotowuje kuchnia ale myślę, że czekolada jako smarowidło do pieczywa słodkiego typu chałka i masło orzechowe nie jest jeszcze tak oczywistą sprawą. Wszystkie napoje, lemoniady na przykład z kopru włoskiego czy pietruszki słodzone są tylko i wyłącznie miodami i oczywiście przygotowywane na miejscu a w sklepiku restauracyjnym można zakupić słoiczek takiego wymarzonego domowego produktu :-) super sprawa!
Na danie główne wybrałam rybę...no cóż, Ci którzy mnie znają wiedzą, że ryby nie należą do moich mocnych stron i jadam je wszędzie gdzie tylko się da! Niektórych nawet nie znam stąd decyzja wybranego jesiotra pochodzącego z agrofarmy z Zielenicy, który podany był  z sosem z ogórka Kołobrzeskiego i śmietany, do tego kasza faro z kawałkami pancetty i palony kalafior. Wszystko zwieńczone mikro ziołami, czy nie brzmi pysznie?

Rafał mięsożerca nie mógł wybrać inaczej niż stek i co tu dużo mówić, był zachwycony jak tygrysek z Puchatka :-) do tego jego ulubione, jesienne figi i już nic więcej do szczęścia nie było mu potrzebne!

 no i deser...u mnie pudding z nasion chia, który nieco podrasowałabym limonką by smak nie był jednolity z musem mango bo oba składniki były tylko słodkie. Do mango dodałabym odrobinę Ginu by nabrał leśnego akcentu i wszystko by grało z całością, według mnie przynajmniej :-)
 u Rafała crumble, tradycyjne z jesienną śliwką, bardzo gorące!

Kolejnego dnia w sobotę po zjedzeniu wczesnego rannego śniadania popędziliśmy pomoczyć trochę tyłki w hotelowym basenie, niestety zdjęć nie zrobiłam z tej relaksującej strefy i żałuję do teraz!
Później wybraliśmy się przywitać nasze ukochane morze, które okazało się wietrzne i nie bardzo przyjemne o tej porze roku. Tego dnia zostaliśmy zaproszeni na "Terroir kawy - nie tylko wino bywa różnorodne!" prowadzonego przez Macieja Duszaka - Twórce  vloga Arabean, Mistrza Polski Brewers Cup 2017, V-ce Mistrza Polski Brewers Cup 2014/15/16, V-ce Mistrza Polski Cup Tasters 2016, 5-ty w Międzynarodowych Chińskich Mistrzostwach Baristów 2016,  po którym nieco się podłamałam bo miałam czuć mleczną czekoladę, suszone owoce czy nawet truskawki a tu nic, o siorbaniu kawy z łyżki nawet nie wspomnę ale przynajmniej wiem jaka jest definicja kunsztu kawowego i z czym to się je, może kiedyś uda mi się być jakimś mistrzem baristycznym ha ha, kto wie.
Po kawowych perypetiach i nieumiejętnościach siorbania i rozpoznawania zapachów rzucono nas na kolejną, ogromnie głęboką rzekę...gdzie tam rzekę! ocean! a dokładnie winny ocean „Jeleń i wina", które poprowadził Tomasz Kolecki - Wiceprezydent Stowarzyszenia Sommelierów Polskich, Przewodniczący Komisji Szkoleniowej Stowarzyszenia Sommelierów Polskich, Mistrz Polski Sommelierów w latach 2007, 2008, 2009 oraz 2010., Uczestnik finałów Mistrzostw Świata i Europy Sommelierów: Sofia (2008), Santiago de Chile (2010) Strasburg (2010), Tokio (2013).
Dla nas  ogromne zaskoczenie łączenia mięsa a dokładniej jelenia czyli nie tylko my byliśmy tam na pożarcie :-) grillowanego, sous vide z demi glace i ragout z czerwonym winem i gorzką czekoladą. Doznania o jakich nam się nigdy nie śniło! Podczas tego sommelierskiego pokazu byliśmy pod wrażeniem zmiany struktur mięsa łączącego się ze smakiem wina i nigdy byśmy nie przypuszczali, że faktycznie tak się dzieje i że to możliwe. No cóż koneserami to my nie jesteśmy ale fajnie było doświadczyć tych wszystkich wrażeń!

Spędzony Weekend był w ostatnim naszym czasie bardzo relaksujący, pomocny pod względem tej wiedzy, informacji których trochę liznęliśmy i jesteśmy bardzo wdzięczni za tą wspaniałą gościnę.
Hotel w ogóle mieści się przy samej plaży, w zasadzie wychodząc ze śniadania można przekroczyć drzwi prowadzące do plaży, wspaniałe uczucie słyszeć szum morza przy otwartym tarasie, zapach innego powietrza i wiedzieć, że piasek jest w zasięgu naszej dłoni!
Relacje z Kolacji Provita Team i Przyjaciele 4 "Sad & Las " będzie można przeczytać w kolejnym poście a poniżej jeszcze kilka zdjęć z samego hotelu.





INSTAGRAM

zBLOGowani.pl Mikser Kulinarny - przepisy kulinarne i blogi zobacz moją galerię na mniamspinka.pl Durszlak.pl
Copyright © 2017 Smaki Alzacji